Witam Cię bardzo serdecznie na moim blogu użytkowniku tej wielkiej sieci jaką jest internet. Aby tu trafić pewnie przebyłeś niezłą drogę więc, żeby cię więcej nie zanudzać, tym już dość przedłużonym wstępem, może powiem kilka słów o sobie. Jestem Julia/ Julka/ Juleczka, czy jakikolwiek synonim mojego imienia. Jeśli tak czy inaczej krzykniesz na ulicy, odwrócę się. Pochodzę z małej miejscowości z małego województwa czyli innymi słowy ze Świebodzina (jest tam taki wieli Jezus, największy na świecie, ale kto by tam wiedział). Rocznik 01 więc poziom mało dojrzałej kobietki, ale czemu by nie napisać bloga. Czym się interesuję? Hmmm.. może czym to ja się nie interesuję? No na pewno nie lekcjami gegry z panem "Leonem" w tym cudownym gimnazjum, które już całe szczęscie za miesiąc opuszczę z ogromnym bananem na twarzy (w sensie uśmiechem ehh..).A jeśli chodzi o pasje to na pewno należy do nich jazda konna (w sumie konie w całości), rysunek, fotografia i nie wiem czy to się zalicza, ale muzyka jest dla mnie czymś, bez czego świat nie byłby taki kolorowy i piękny.
To jedno z moich ostatnich prac jeśli o rysunku mowa.
To jedno z moich ostatnich prac jeśli o rysunku mowa.
Czym jeszcze mogłabym się z wami podzielić i będzie o tym między innymi ten blog? Hmm.. A! No tak! Wyjeżdżam na rok do Ameryki, USA, kraju Trampa! Jak to się stało? Czemu? Po co?
Był marzec bądź końcówka lutego. Siedziałam jak zwyke w internetach i nagle mnie olśniło. Przypomniałam sobie, jak jakieś pół roku wcześniej rozmawiałam z kimś na temat wymiany rocznej do USA właśnie ( już nie pamiętam kto to był dokładnie), a że akurat youtube to miejsce, gdzie znajdziesz wszystko, to weszłam i wyszukałam "Wymiana do USA". Pierwszy filmik bo co tam będę szukać nie wiadomo czego. Dziewczyna, wyglądająca na bardzo zadowoloną (w końcu uśmiechała się przez cały film), opowiada o swoich wrażeniach z wymiany i jak to bardzo dobrze na nią wpłynęła. Nie było to tak, że pierwszy raz słyszałam o takim programie wymiany i nigdy się nad nim nie zastanawiałam, ale mogę powiedzieć, że ten materiał zadecydował o mojej decyzji (masło maślane (?)). Podała w nim również nazwę organizacji, oferującej taki a nie inny program, więc weszłam na ich stronę (i tutaj uwaga promocja, polecam całym serduszkiem!): http://yfu.org.pl/. Z zaciekawieniem przeczytałam chyba wszystko co na niej było (włączając spis treści) i wtedy zaczęła się rozmowa z mamusią. Mam takie szczęście, że moja mama wesprze mnie we wszystkim jeśli uzna, że jest to dla mnie dobre i pomoże mi w zrealizowaniu moich marzeń (a nie powiem, że nie marzyłam o takiej rocznej wymianie). Po długim dialogu na temat zalet i wad takiego rocznego "wypadu", postanowiłyśmy spróbować. Wypełnienie pierwszego zgłoszenia to pestka bo wystarczą podstwowe informacje t.j. email, imie, nazwisko, itp. Kolejne dokumenty były już trochę bardziej skomplikowane. Wymagający najwięcej czasu okazał sie list o sobie. W sumie myślę, że był dość ciekawy jak na moje skromne życie z nikłymi wzlotami i upadkami (kiedyś może go pokażę). Gdy wraz z mamą skończyłam z zapałem wypełniać wszystkie papierki i zostały one wysłane emocje nie opadły, bo odświerzając skrzynkę mailową 8183127 razy dziennie wyczekiwałam maila z informacją o rozmowie kwalifikacyjnej. Tutaj zakończę ten wpis, który i tak mi się dosyć przedłużył, a o rozmowie kwalifikacyjnej opowiem w następnym.
Pozdrawiam cieplutko z gorącej Polski!
Był marzec bądź końcówka lutego. Siedziałam jak zwyke w internetach i nagle mnie olśniło. Przypomniałam sobie, jak jakieś pół roku wcześniej rozmawiałam z kimś na temat wymiany rocznej do USA właśnie ( już nie pamiętam kto to był dokładnie), a że akurat youtube to miejsce, gdzie znajdziesz wszystko, to weszłam i wyszukałam "Wymiana do USA". Pierwszy filmik bo co tam będę szukać nie wiadomo czego. Dziewczyna, wyglądająca na bardzo zadowoloną (w końcu uśmiechała się przez cały film), opowiada o swoich wrażeniach z wymiany i jak to bardzo dobrze na nią wpłynęła. Nie było to tak, że pierwszy raz słyszałam o takim programie wymiany i nigdy się nad nim nie zastanawiałam, ale mogę powiedzieć, że ten materiał zadecydował o mojej decyzji (masło maślane (?)). Podała w nim również nazwę organizacji, oferującej taki a nie inny program, więc weszłam na ich stronę (i tutaj uwaga promocja, polecam całym serduszkiem!): http://yfu.org.pl/. Z zaciekawieniem przeczytałam chyba wszystko co na niej było (włączając spis treści) i wtedy zaczęła się rozmowa z mamusią. Mam takie szczęście, że moja mama wesprze mnie we wszystkim jeśli uzna, że jest to dla mnie dobre i pomoże mi w zrealizowaniu moich marzeń (a nie powiem, że nie marzyłam o takiej rocznej wymianie). Po długim dialogu na temat zalet i wad takiego rocznego "wypadu", postanowiłyśmy spróbować. Wypełnienie pierwszego zgłoszenia to pestka bo wystarczą podstwowe informacje t.j. email, imie, nazwisko, itp. Kolejne dokumenty były już trochę bardziej skomplikowane. Wymagający najwięcej czasu okazał sie list o sobie. W sumie myślę, że był dość ciekawy jak na moje skromne życie z nikłymi wzlotami i upadkami (kiedyś może go pokażę). Gdy wraz z mamą skończyłam z zapałem wypełniać wszystkie papierki i zostały one wysłane emocje nie opadły, bo odświerzając skrzynkę mailową 8183127 razy dziennie wyczekiwałam maila z informacją o rozmowie kwalifikacyjnej. Tutaj zakończę ten wpis, który i tak mi się dosyć przedłużył, a o rozmowie kwalifikacyjnej opowiem w następnym.
Pozdrawiam cieplutko z gorącej Polski!
Komentarze
Prześlij komentarz